8 października 2014

Transalpina, rumuńskie autostrady oraz Arad.

15 sierpnia 2014
Czwarty i ostatni dzień pobytu w Rumunii (piąty dzień wyjazdu - już wracamy! :( ). Budzę się (już tradycja! :P) nieco po ósmej. Moczę się nieco w wodzie i jedziemy - znowu góry! Tym razem celem na dzisiaj jest Transalpina - położona 110 km na zachód od Transfogaraskiej. Jemy jeszcze "omlet" w przydrożnym zajeździe (omlet w Rumunii = jajecznica! ;))
 Droga zajmuje nam prawie 2 godziny, widoków specjalnych nie mamy; jesteśmy na Wołoszczyźnie, która jest najgorętszym, najbardziej płaskim i najbardziej uprzemysłowionym regionem Rumunii. Jedynym ciekawym akcentem jest nazwa miejscowości - Troian. Jak na trojana, wyjątkowo ładny :D. Około 11 jesteśmy w Horezu - tu zaczyna się ta słynna szosa - Transalpina (najwyżej położona droga w kraju). Jest ona
zupełnie inna od trasy Transfogaraskiej - mniej komercyjna, wyżej położona, inne widoki, mniej bezpieczna, ale też... dłużej nudna (przez ostatnie 80 km nie jest zbyt fajnie).
Po drodze mijamy niewielką, turystyczną miejscowość - Rancę, położoną dosyć wysoko w górach. Od tego miejsca jest około 50 km do kolejnego punktu - Jeziora Oasa. Pomiędzy tymi dwoma, odcinek fantastycznych widoków:

















Po przejechaniu fantastycznych 60 km i mniej fantastycznych 80, dojeżdżamy do Sebes. W Sebes wjeżdżamy na świetną rumuńską autostradę (zdjęcie z Wikipedii, przedstawia obwodnicę Sibiu - cała autostrada jest w takim stanie):



Po 50 km, w Devie autostrada się kończy, a nam zostaje 130 km do Aradu - ostatniego miasta przed Węgrami. Zajmuje nam to ok. 3 godzin (zatrzymujemy się jeszcze na herbatę). W Aradzie jesteśmy o 20. Chcemy wymienić leje na forinty, ale bardzo niemiła (!!!) pani w kantorze odmawia. Przechadzamy się trochę po parku miejskim, ładnie podświetlone, ciekawe, fajne, super. Dodatkową atrakcją jest OGROMNA fontanna na środku ;).
W parku ślizgam się i wpadam do kałuży; jak na ironię, tuż obok kranu, w którym chciałem umyć ręce. ;)

O 22 opuszczamy nocny Arad (piękne miasto! Szkoda, że kamera była nieposłuszna! :/) i kierujemy się na przejście graniczne Nadlac (40 km). Droga do granicy niezbyt ciekawa. O 23 (właściwie to o 22 czasu węgierskiego) docieramy do Węgier. Stoimy 15 min, rzut oka na paszporty i... kończymy przygodę pt. "Rumunia 2014". :(
Po 30 km od granicy (za Makó), w pobliżu autostrady, znajdujemy nocleg na polu kukurydzy i słoneczników, zapach intensywny! :)

S.
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz





W tej witrynie są wykorzystywane pliki cookie, których Google używa do świadczenia swoich usług i analizowania ruchu. Twój adres IP i nazwa użytkownika oraz dane dotyczące wydajności i bezpieczeństwa są udostępniane Google, by zapewnić odpowiednią jakość usług, generować statystyki użytkowania oraz wykrywać nadużycia i na nie reagować. (więcej informacji w polityce prywatności)

Poznajmy się!

Cześć! Mam na imię Szymon. Cieszę się, że się tu znalazłeś - nie pożałujesz! Znajdziesz tu relacje z moich podróży, praktyczne wskazówki i porady, fotografię podróżniczą i osobiste przemyślenia. Czytaj, oglądaj, inspiruj się i... ruszaj w świat! A jeśli chcesz mnie o coś zapytać, to zwyczajnie napisz do mnie w komentarzu, na Facebooku czy mailem. (więcej o mnie tutaj)

Wesprzyj mnie lajkiem! :)

Moje artykuły

© Szymon Król / Za miedzą i dalej 2021. Wszystkie prawa zastrzeżone/All rights reserved. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Blog Archive

BTemplates.com